Review: XVIII wieczne podwiązki, wersja...
Pora na pierwsze review!!!
Na pierwszy ogień poszła rzecz bardzo prosta i podstawowa, ale mimo to czasami sprawiająca trudności... podwiązki.
Tak jak pisałam w moim poprzednim poście, w XIX wieku było używane wiele różnych rodzajów tej części bielizny. Ten który testowałam tym razem jest najprostszą wersją składającą się z wstążki o długości ok. 1m (minimalna długość tego typu podwiązek to ok 90cm, poniżej tej długości trudno je dobrze zawiązać). Ten model jest uważany za XVIII wieczny, ale był wciąż noszony w XIX wieku, więc uznałam go za warty przetestowania ;)
Oto zdjęcia:
Spędziłam z tak uwiązanymi podwiązkami łącznie dwa dni. Zdecydowałam się na wiązanie pod kolanem, z podwiązką podwójnie owiniętą.
Przebieg
Jedną z obaw jakie miałam przed testem było czy podwiązki, wykonane jednak z nierozciągliwej wstążki nie będą blokowały przepływu krwi w nodze. Babcia nawet twierdziła, że od tego mogą zrobić się żylaki (!!!). Z tą obawą zabrałam się za wiązanie podwiązek.
Obejrzałam starannie okolice moich kolan. Znane są dwa miejsca wiązania podwiązek z tego okresu: tuż nad kolanem i tuż pod kolanem. Miejsce nad moim kolanem jest bardzo miękkie i "tłuste", więc wstążka opięłaby się tam wchodząc w ciało i tworząc jakby dolinę i pewnie na dłuższą metę to rozwiązanie byłoby uciążliwe. Drugą opcją było wiązanie tuż pod kolanem. Zbadałam palcami to miejsce. Przód i boki mojego pod-kolania (istnieje takie słowo..?) są twarde, gdyż są to kości, które wyżej wchodzą w skład stawu kolanowego. Jedynym miękkim miejscem jest część z tyłu kolana, gdzie przechodzą naczynia krwionośne, nerwy itp. A więc po dokładnym obejrzeniu doszłam do wniosku, że jeśli zawiążę podwiązkę pod kolanem to kości z przodu i z boków kolana będą tworzyły konstrukcję chroniącą tył kolana przed nadmiernym naciskiem.
Nadszedł moment zawiązania. Ułożyłam wstążkę na przodzie tuż pod kolanem, otoczyłam nią nogę, krzyżując ją z tyłu i końce zawiązałam z przodu na kokardkę. Przy pierwszych paru próbach okazało się jednak, że moje wiązanie było za słabe, w efekcie wstążka tylko luźno okalała moją nogę. W końcu udało mi się zawiązać podwiązki tak, że trzymały się dobrze i pewnie.
Obserwacje
Jakie to uczucie mieć zawiązane XVIII wieczne podwiązki na nogach? Całkiem normalne. Owszem, miałam uczucie lekkiego ucisku wokół kolan, tak jakby coś mnie tam obejmowało, jednak po paru godzinach nie odczuwałam żadnego z tym dyskomfortu. Mogłam spokojnie chodzić, siadać, tańczyć i robić szereg innych rzeczy bez najmniejszego problemu. Inna rzecz się miała z kucaniem. W tej sytuacji podwiązki faktycznie wbijały się pod kolano, na wskutek zwiększenia objętości nogi i miałam uczucie odrętwienia już po krótkiej chwili przebywania w pozycji kucającej. Zastanawiam się jak kobiety sobie z tym radziły (w końcu nie każda była Panią przez duże "P", żeby nie musieć np rozpalać pieca). Tak więc tą metodę da się zastosować i spełnia swoje zadanie.
Nie musiałam poprawiać podwiązek w trakcie dnia. Wiązanie z rana utrzymało się do wieczora bez najmniejszych problemów.
Wykonanie
Wykonanie tego typu podwiązek nie jest trudne.
Materiał jakiego użyłam to zwykła wstążka satynowa kupiona w pasmanterii, szerokość ok 2,5cm.
Tego typu podwiązka w praktyce jest wstążką o minimalnej długości 90cm. Opisywane przeze mnie podwiązki mają długość 1m, oczywiście, równie dobrze mogłaby być dłuższa. Przy robieniu takich podwiązek dla siebie dobrze jest po prostu wcześniej sprawdzić jaka długość nam pasuje na zapasowej taśmie. Jedyny szczegół techniczny tutaj warty zauważenia to zakończenia wstążek.
Jak widać na powyższym obrazku, końce zostały obcięte na wzór literki "V". Dlaczego? Otóż skośne ścięcie minimalizuje ryzyko strzępienia się wstążki. "V" składa się z dwóch skośnych ścięć (oczywiste!) więc ma podobne właściwości.
Na ile jest trwałe takie zabezpieczenie końcówki? Cóż... spędziłam z tak zawiązanymi podwiązkami dwa dni podczas których wykonywałam normalne czynności, łącznie z robieniem prania i końcówki nie straciły swojego kształtu. Oczywiście, nie były tak idealne jak zaraz po ścięciu, ale były w naprawdę dobrym stanie.
Gdyby skośne ścięcie końcówek z jakiegoś powodu nie wystarczyło to są jeszcze dwie, mniej historycznie poprawne ale pewniejsze opcje:
- koniec dowolnie ścięty można posmarować po brzegu klejem, który zadba o zachowania go w nienaruszonym stanie; warto wybrać klej który zasycha na przeźroczysto i nie jest twardy (mi zdarzyło się używać wikolu)
- w przypadku wstążki wykonanej z tworzywa sztucznego, możliwe jest nadtopienie brzegu, minusem tego rozwiązania jest niski poziom kontroli podczas tej operacji, stąd można zepsuć koniec krzywą linią lub czarnymi osmaleniami
Oczywiście ścięcie na literę "V" to nie jest jedyna opcja, ale o tym będzie inny post ;)